Ile poduszek na kanapie dopuszcza minimalizm?

„Kiedy twoje zewnętrzne życie jest w chaosie, trudno odnaleźć w sobie ciszę i połączyć się ze swoim życiem wewnętrznym”

Ilekroć przymierzam się do medytacji, okazuje się, że na łóżku trzeba najpierw poukładać poduszki. Poprasowane bluzki włożyć do szuflady. Ułożyć w zgrabne stosiki książki, które aktualnie czytam. Wszystkie siedem. Powkładać rozrzucone na stole ołówki i długopisy.
Szlafrok wynieść do łazienki. Podlać kwiatki na parapecie.
Założyć ciepłe skarpetki.

Inaczej nie ma opcji, by umysł odpuścił i zgodził na chwilę relaksu.

Czyli jest coś na rzeczy. Przestrzeń zewnętrzna domaga się uporządkowania.

Minimalizm ułatwia życie, więcej przestrzeni do oddychania, mniej gratów do sprzątania.

Podziwiam minimalistów. Kiedy kilka miesięcy temu urządzałam sobie nowy pokój, marzył mi się taki właśnie chłodny minimalizm. Delikatna szarość na ścianach. Oszczędność wyposażenia, prostota, białe gładkie firanki, puste ściany. Wnętrze jak z katalogu. Wymarzone, wymyślone. Tylko jakoś nie mogłam w tym, wszystkim się odnaleźć.
Oj długo dochodziłam  co mi nie pasuje. Przecież tak właśnie chciałam.

Tylko moja osobowość nie chciała. Ona chciała swojsko i po domowemu. Z poduszkami, klamotami, dywanikami.

Zaczęłam więc oswajać pokój. Na pierwszy ogień poszły obrazy. Wybrane z osobistych zapasów, zamieszkały na ścianach. Zrobiło mi się lepiej. Chętniej zasiadałam do pracy w otoczeniu malowanych drzew. Na drugi ogień poszły poduszki. Zupełnie niepraktyczne, wymagające dwa razy dziennie przekładania, układania. I tu już było prawie ok. Swojsko, przytulnie i jak widać bardziej po mojemu.
Książki, kwiaty na parapecie, kwiecisty obrus na stole przy którym piszę. Kubek z długopisami i ołówkami, korkowa tablica, wiklinowy kosz przykryty peruwiańską makatką.

Minimalizm diabli wzięli. Oswojona przestrzeń, spersonalizowana, moja osobista, nie anonimowa.
Tak więc, zanim zasiądę do medytacji, poprawiam te poduszki i układam książki. Wyrównuję, prostuję i wygładzam.
I choć trudniej osiągnąć wizję wnętrza jak z katalogu, to łatwiej urządzić zewnętrzną przestrzeń zgodną z wewnętrzną potrzebą.

Z minimalizmem nie jest mi chyba po drodze.

Ale czy musi?

Świat pełen jest pomysłów z których możemy czerpać. Możemy korzystać z wizji projektantów, z katalogów, nurtów, wzorów. Bywają naprawdę zachwycające.
Moja przestrzeń zewnętrzna jest chyba odbiciem mojego wnętrza, nie wnętrza katalogu.
Musi być przytulnie, kolorowo, książkowo, kwiatkowo. Tylko w takiej spójności mogę być spokojna, kreatywna, moja własna.

A, że sprzątać trzeba częściej, poduszki trzepać, psie kłaki odkurzać?
Mała cena za harmonijne współistnienie z otoczeniem.

Komentarze