Gorący afekt życia

Życie jest piękne. Czy aby na pewno?

Życie to istny tor przeszkód. Bieg przez płotki, rowy pełne zimnej wody, labirynty. To permanentny survival.
I co z tego. Za każdym razem, kiedy uda mi się przeskoczyć przez płot, wylądować w kałuży błota i wyjść z tego cało, to jestem dumna z siebie jak jasny gwint. Otrzepuję cały brud niczym mokry kundel, biorę gorący prysznic i czuję się jak po zdobyciu Everestu.
Zmęczona, ale znów silniejsza. I mądrzejsza. I dumna.
Następnym razem kiedy los ustawi pod rząd dwa płotki, a za nimi ciut głębszą kałużę, to ja też będę silniejsza. I mądrzejsza, by nie rzucać się na przeszkody, a użyć mózgu. Obejść, zbudować podeścik, może poprosić o pomocną dłoń.
Bo czasami nie ma co się z życiem siłować.
Upierać przy swoich racjach.
Czasem, kiedy alternatywą jest mieć rację albo mieć wrogów, odpuszczam.
Moja racja przecież nie musi być cudzą racją.
Życie i tak będzie się działo.
Z mojego porannego niedzielnego lenistwa, pojawił się koncept życia, w którym absolutnie nie ma żadnych przeszkód.
Wszystko toczy się z górki, łagodnie, z delikatnym poślizgiem. Nie walczę z wiatrem, wiatrakami, nie skaczę przez przeszkody, nie brodzę przez kamieniste lodowate strumienie.
Nie nabieram po drodze sił, nie gromadzę wiedzy i doświadczeń. Nie wzmacniam rąk, podciągając się na strome zbocze. nie wzmacniam pleców, niosąc bagaż. Nie trenuję nóg, pokonując coraz dłuższe odległości.
Takie sobie lekkie, łatwe i przyjemne życie. Piękne życie.
Jak to jest? Nie wiem, nigdy nie próbowałam.
Czasem, po serii życiowych wyzwań, marzy mi się nuda, lekkość i łatwość.
Na chwilę. Bo w tej łatwości tracę sprężystość. Niezauważenie opadam z sił i motywacji.
A życie i tak jest przekorne i prędzej czy później, wyśle mnie na misję. Będę w masce na twarzy stać w kolejce, po spożywcze łupy. I dziesięć kilo zdobyczy przytargam do domu.
Skopię kawał ogródka, przepchnę szafę na drogi róg pokoju.
Przydała mi się ta siła.
Nie wzięła się z łatwej drogi życiowej.
To ciągłe przeszkody sprawiły, że wciąż daję radę.
I cieszę się, że nie bywało łatwo. Był pot i łzy. I ból, czasami.
A jednak wciąż jest radość życia.
Bo trudności hartują i budują charakter.
Czasami wręcz „charakterek”.
I nawet jeśli czasem bywam trudna, wredna, uparta…
To kocham życie, czując w odwecie jego gorący afekt, skierowany w moją stronę.

Komentarze