Słów kilka w temacie dnia Dnia Matki.
Nie robię z tego święta wielkiego halo. Nie mam potrzeby. Nie domagam się atencji i celebracji. Może dlatego, że to wszystko mam na co dzień. Dostaję od moich synów niezapowiedziane niespodzianki, ciepłe słowa i wyrazy szacunku zupełnie bez okazji. Tak po prostu.
Jestem matką przez okrągły rok, każdy dzień to dla mnie Dzień Matki połączony w jedno z Dniem Dziecka. I nawet, kiedy czasem im się o tym kalendarzowym święcie zapomniało, w całej codziennej pogoni, to nic mi to z mojej „matkowości” nie ujmowało.
Uścisk i przytulenie dostałam następnego dnia, i następnego, i następnego.
Nie mam nic przeciwko miłym okazjom, zaznaczonym w kalendarzu. Dzień Matki to sympatyczny dzień.
Niestety, znam historie, kiedy potomkowie przypominają sobie rodzicielkę tylko w takie dni.
Smutne? Niesprawiedliwe?
Każda matka stara się być najlepsza, na miarę swojej wiedzy, miłości i umiejętności.
Tylko czasem coś nie zatrybi. Czegoś zabraknie.
A może czegoś będzie za dużo? (Ambicji, oczekiwań? )
Dziecko wyrywa się z sideł matczynej miłości i ucieka jak tylko może, najdalej. Wróci, kiedy się poukłada z emocjami, przeszłością i teraźniejszością. Zrozumie i zaakceptuje.
Czasem nie zrozumie. Odrzucenia, pozostawienia u dziadków na wychowanie, czy w sierocińcu.
Więź tworzy się od pierwszych wspólnych chwil. Pierwszego przytulenie, pierwszego kroku, uśmiechu. Pierwszej nagryzmolonej, najpiękniejszej w świecie laurki.
Pierwszych dni w szkole, pierwszych egzaminów, pierwszych miłości i pierwszych rozczarowań.
Zostaje na zawsze, nawet kiedy dziecko ma dwadzieścia, czy trzydzieści lat. ( I jeszcze, jeszcze więcej)
W matczynym sercu pozostaje specjalne miejsce na miłość do dzieci. Niezmiennie i na zawsze.
Komentarze