Cud, miód, magia i żarówki
Pomysły na pakiet zmian, które zaczniemy wdrażać w życie od nowego roku, tłoczą się głowie. Trochę mniej tłoczy się w notesie, planerze, czy na jakimś innym papierze.
Lat mam bez liku, a wciąż sama siebie nabieram na tę niezwykłą magię przełomy czasu.
Bo co właściwie zmieni się, oprócz kalendarza.
Ten na ścianie będzie miał nowe obrazki. Kieszonkowy, w nowym lub ulubionym starym formacie. Czyste kartki, czyste konto.
Niczego bardziej nie pragniemy, by wreszcie coś się zmieniło.
By wypaliła nowa dieta, motywacja na rzucenie dowolnego nałogu utrzymała na stałym, wysokim poziomie. Karnet do siłowni wskoczył do kieszeni szybkiego wybierania. Książki do przeczytania się przeczytały. Zdały egzaminy, trudne relacje naprawiły, poprawiły lub padły wreszcie z wycieńczenia.
I niech by ten rok był naprawdę nowy. Cały lśniący, czysty i świetlisty.
Tylko jedna ważna rzecz. Ja, ty, my… wciąż tacy sami. Z upartymi, upiornymi nawykami. Z auto sabotażem, nawykiem porażki, niską samoocenę.
A może stanie się cud i zadzieje magia?
Magia tak nie działa.
Ona też ma swoje prawa i wymagania.
Zioła zbierane raz w nowiu innym razem przy pełni. Mikstury ze ślimaczych oczu warzone na ogniu z owczego łajna. Włosy z wilczego ogona, skrzydła nietoperza. Zestaw procedur o mocnych aromatach, przyprawiający o ból głowy.
Półki w księgarniach uginają się od poradników jak żyć.
Jak być szczęśliwym, wyluzowanym, asertywnym, sympatycznym, wysportowanym, zdrowym.
Wciąż je czytam w nadziei, że samo czytanie poruszy coś we wszechświecie, i wyrzuci mnie na tą najlepszą ścieżkę, na której stanę się najlepszą wersją siebie.
Jestem najlepsza, taka jaka jestem. Samoakceptacja to klucz do szczęścia. Kupuję te teksty za każdym razem jak dam ciała. Brakiem własnej konsekwencji, osobistej dyscypliny, bławej motywacji.
A przecież tak bardzo chciałam. Coś zmienić, coś ulepszyć. Nie koniecznie stając na głowie. Czemu mi nie wyszło?
Bo jestem jaka jestem. I tyle.
Co się zmieni, jeśli coś zmienię, czegoś dokonam? Coś mi wyjdzie, doprowadzę do końca.
Mogę mniemać, że stanie się to kamykiem poruszającym lawinę.
Bo skoro uwierzę, że się da i się da, okazując namacalne efekty?
Co stanie na przeszkodzie by więcej chcieć. Wymagać od siebie?
Jak wiele da mi dotrzymanie danego sobie słowa?
Jak dobrze poczuję się z nową sobą?
Co zmieni się we mnie i jakie zmiany to wywoła na zewnątrz?
Tyle pytań i jeszcze więcej odpowiedzi.
Zatem już dziś przygotowuję się na ten nowy rok. Pieczołowicie kreślę szkice i plany. Orientacyjnie rozmieszczam w czasie, tak by nawał nowego nie pokonał mnie w połowie stycznia.
Warto podejmować te próby, niczym Edison z żarówkami.
W końcu zaświecisz! Rozbłyśniesz wewnętrznym światłem ku radości świata i swojej własnej, przeogromnej radości.

Komentarze