
Cisza jest we mnie.
Pięknie brzmi. Tak spokojnie, duchowo.
Ale tej ciszy w środku potrzeba cichości na zewnątrz, inaczej skończy się to walką, frustracją, porażką.
Jakże łatwo o wewnętrzny gwar, zamieszanie i hałas.
Jako zodiakalna waga, jestem mistrzynią wewnętrznych dialogów. Ciągłych dyskusji pomiędzy rozumem a intuicją. Nieustannego rozważania za i przeciw.
W tych dywagacjach pełno jest frazesów, zdań czy cudzych opinii, przyklejonych do ścianek podświadomości, niczym glony w wazonie, w którym kwiaty stoją zbyt długo.
Wewnętrzna cisza to sposób na to, by odsiać to co cudze, zewnętrzne, nie do końca moje.
Nie bez powodu mówi się, że z problemem należy się przespać. Sen wprowadza taką totalnie naturalną głęboką ciszę do umysłu.
Nowy dzień przynosi nowe spojrzenie, rozwiązania, pomysły.
Dla zaawansowanych, taką robotę robi medytacja. Zanurzenie się w bezczasie, bezczynności, bezruchu.
Jak działa intuicja? Z zebranych świadomie i nieświadomie informacji, z przebłysków zdarzeń, wspomnień, widoków z okna pociągu, zasłyszanych przypadkowo rozmów, tworzy tygiel. A z niego, niczym z kociołka czarownicy, wyłaniają się nowe twory. Nieoczekiwane zwroty akcji, pomysły, ziarenka rozwiązań, genialnych, a jakże prostych.
Wewnętrzna cisza, to czas wyłączenia intelektualnych trybików, kręcących się w trybie stałym.
Generujących rozumowe rozwiązania, oparte na logice i statystykach.
Tę machinę trudno zatrzymać. Nauczona by kontrolować skomplikowane funkcje fizjologiczne, by zbierać i przetwarzać twarde dane, pcha się do decydowania o wszystkim.
Z pominięciem emocji, delikatnych, kruchych, różnorodnych. Czyniących różnicę, pomiędzy maszyną a człowiekiem.
Czyli co z tą ciszą?
Nie potrafię zanurzyć się w niej ot tak, na żądanie.
Wpełznąć pod jej bezpieczny parasol, osłaniający przed deszczem wściekłego naporu bodźców, danych, dźwięków, obrazów.
Muszę poszukać najpierw cichych przystani. W lesie, ogrodzie, pokoju z przysłoniętymi zasłonami i domkniętymi oknami. Tak łatwiej stłumić pierwszą falę buntu umysłu. Dobijającego się w panice do paneli kontrolnych.
Konsekwentnie odsuwam na bok jego pchnięcia, szturchania i rozpraszające poszeptywania.
Wewnętrzna cisza to absolutnie doskonały stan.
Dla ciała, umysłu, duszy.
I nawet jeśli wchodzę w nią zupełnie bezinteresownie, bez konkretnych pytań, intencji, to zawsze wychodzę z czymś dobrym.
Ze spokojniejszym biciem serca, głębszym oddechem, uspokojonym żołądkiem.
A rozwiązanie? Niekiedy nie są potrzebne, bo problem, przestaje być problemem, a jedynie drobną niedogodnością. Sprawy, domagające się natychmiastowego rozwiązania, przestają być tak naglące.
Świat nie ucieknie. Zawsze postara się wygenerować kolejne komplikacje.
A to co ciche? Jest zdecydowanie dobre, potrzebne, kojące. Leczące rany na duszy.
Otwierające na wewnętrzny głos, osobistą skalę wartości, własne prawdy.
Czas wakacji to dobry czas, by dać sobie odrobinę ciszy. Z dala od kurortów, zatłoczonych deptaków, głośnych imprez towarzyszących.
Bo nawet jeśli twierdzisz, że lubisz ten gwar, że daje ci relaks, chwile zapomnienia, to pomyśl, czy nie jest to ucieczka, przed daniem posłuchu sobie samemu.
Boisz się co usłyszysz?
Odwagi. Z pewnością jesteś lepsza, mądrzejsza, odważniejszy niż wydajesz się sobie na codzień.
Daj sobie czas, jak prezent.
Będzie niezwykły.
Komentarze