Być, czy mieć? Hamlecie na pomoc!

Obserwując dzieci bawiące się w piaskownicy, zauważyłam niezwykłe zjawisko. Niezależnie jak piękne zabawki maluch posiada, jak barwne, urozmaicone i w jakiej ilości, to to co posiada kolega stanowi szalony obiekt pożądania. Nawet jeśli jest mniejsze, brzydsze czy popsute. W skrajnych momentach dochodzi do wyrywania, gniewu i płaczu. Nie ma opcji wymiany, ty dasz mi swoje, a ja dam ci swoje. Głód posiadania wszystkiego sprawia, że niektóre maluchy zagarnęły by cały zestaw piaskownicowych gadżetów tylko dla siebie.

Małe rączki nie nie mieszczą dóbr, a chciałyby ogarnąć wszystko. Złość, płacz i zgrzytanie zębów. Na nic tłumaczenia i negocjacje. Ja chcę, wzmocnione krokodylimi łzami lub tupaniem nogami, pokazuję gigantyczną wielkość dziecięcego chcenia.

To tyle o piaskownicy. Kult przedmiotów w dorosłym świecie jest zdecydowanie większy dziś, niż pamiętam go z czasów młodości. Wtedy pragnęło się dżinsów z Pewexu, szpanerskiej gumy do żucia, a w skrajnych przypadkach magnetofonu.

Na dżinsy rodziców było stać. Na jedne. Guma była zbytkiem, a o magnetofonie mogłam tylko marzyć. Marzyłam więc. Do chwili, kiedy Babcia bez żadnej okazji, święta czy innych urodzin, dała mi pieniądze na wymarzony sprzęt. Radość zwaliła mnie z nóg. Dosłownie. To był jedyny moment w moim życiu, kiedy popłakałam się ze szczęścia.

Młodzi ludzie, według moich subiektywnych(!) obserwacji, utożsamiają się ze stanem posiadania. Markowość bluzy, buta, plecaka czy smartfona świadczy, jak widzą ich inni. Niestety świadczy też o tym, jak widzą sami siebie.

Z bardziej dorosłymi bywa podobnie, jednak chyba w mniejszym stopniu. Jako dorośli jesteśmy  świadomi, że nie przedmioty nas definiują.
Poza społeczną potrzebą przynależności do grup, stawiamy na indywidualizm. Na szeroko pojęte bycie sobą.

Jednak w tej całej dojrzałości pojawiają się nutki zazdrości. Że ktoś ma lepszą pracę, większe mieszkanie, nowszy samochód czy ciuchy od projektantów. Atawizm wyniesiony w piaskownicy?
Czy jednak potrzebujemy rzeczy, wciąż nowych, bajeranckich, odjazdowych, by poczuć swoją wartość?

Dzieci w piaskownicy czuły wyłącznie pożądanie. A my? Dorośli? Czy mamy w sobie tyle odwagi by powiedzieć: pożądam samochodu kolegi, pragnę posiadać ten super najnowszy model telefonu? Bez racjonalizowania, tłumaczenia sobie i światu, że do transportu, do pracy, do wejścia życia na kolejny poziom?

Zazdroszczę, nie jestem święta. Jestem ludzka. Jednak mam świadomość że za lukrowanymi gadżetami są niuanse, na które nie daję sobie zgody. Kompromisy, w które nie wchodzę.
Dalej w mojej hierarchii wartości na pierwszym miejscu jest być, a mieć dopiero na kolejnym.

Mimo tej górnolotnej filozofii, chciałabym BYĆ w podróży do Nowej Zelandii, ale najpierw trzeba MIEĆ środki. Więc w tym akurat przypadku, posiadanie jest na pierwszym planie.

Komentarze