Apetyt na życie

Czy apetyt na życie może skończyć się niestrawnością?

Jak wiele trzeba przeżyć, by powiedzieć „mam już dość”?

Po czym poznam, że wszystko co było do zobaczenia, zobaczyłam?
Że wyśmiałam całą radość, wypłakałam łzy, przytuliłam wszystko i wszystkich, których chciałam objąć.
Że wysłuchałam całą muzykę, obejrzałam filmy, przeczytałam książki.
Że przetańczyłam wszystkie szalone noce,
powitałam piękne wschody słońca i pożegnałam zachody.
Kiedy poczuję, że nie potrzeba mi bliskości, czułości i zrozumienia.

Czy odstawię życie jak narkotyk, kiedy znudzi mnie zanurzanie dłoni w ciepłym futrze mojego psa?
Zapach porannej kawy nie obudzi, a smak i chłód lodów nie orzeźwi?

Powiem życiu do widzenia, gdy jaskrawe kolory wiosny nie zachwycą, a jesienne czerwone liście nie ogrzeją serca.
Gdy robienie planów na przyszłość nie wzbudzi ekscytacji, tęsknota za podróżami uschnie jak zaniedbana paprotka, a każdy dzień przestanie być przygodą.

Mam apetyt na życie.

Nieposkromiony głód, którego nie da się oszukać byle czym.
Artykułem w brukowcu, wirtualnym światem, serialem.

Wielki i nieposkromiony, nic nie robi sobie ze stanu konta, gdy trzeba pojechać na koncert, do teatru, do kina. Kupić książkę, czy szalony upominek kochanej osobie.
Nie dospać, by pojechać na biegową imprezę i przebiec z wywalonym jęzorem 10 kilometrów.
Krzątać się kilka godzin w kuchni, by przygotować świąteczny posiłek dla całej, dużej rodziny.
Chrzanić niestrawność.

Będę to życie pochłaniać, pilnując tylko zmian w diecie.
Będę przeplatać podróże cichymi wieczorami z książką, hałaśliwe koncerty- spokojnymi rozmowami przy kolacji.
Spacery z psem o poranku- horrorami oglądanymi po zmroku.

Bo apetyt na życie jest jego kwintesencją.

Sednem i celem.

I im więcej go pochłoniemy, tym będziemy zdrowsi i szczęśliwsi.

A niestrawność, co najwyżej po golonce.

Komentarze