Czas wakacyjny nie upływa łagodnie. Biegnie, jakby gonił go głodny niedźwiedź, a powrót do realnego świata jest jak wypadnięcie z hamaka na twarde podłoże.
Budzimy się rano, na podłodze wybebeszone walizy/plecaki, pełne liści, piasku, szyszek i pachnących mało romantycznie ubrań. Szybka kawa, służbowy uniform, garnitur, garsonka, co tam od nas wymagają i pędzimy do miejsca, ostatniego na liście ulubionych. Przynajmniej w tym momencie. Bo dokładnie wczoraj o tej samej porze zachwycaliśmy się morzem, zdobywaliśmy jakiś ostatni szczyt, na śniadanie jedliśmy gofra z bitą śmietaną i kończyliśmy ostatni rozdział zabranej na wakacje książki. Wczoraj. W bardzo odległej galaktyce.
Dzielimy czas na ten przed urlopem i po urlopie. Bo urlop to zawieszenie pomiędzy. To specjalna czasoprzestrzeń istniejąca tylko dla tych co na wakacjach. Tam zostawiamy ( najczęściej) codzienną rutynę, pozwalając sobie na odstępstwa i wyjątki, zdejmujemy zegarki, wyciszamy telefony.
Wracając do domu obiecuję sobie więcej przyjemności. Rozrywek typu kino, kawa w kawiarnianym ogródku, nowa książka. Nie jest łatwo. Codzienne sprawy dopadają jak czający się tuż za progiem lew na finiszu vegańskiej diety. Wbijają się w wyprostowany kręgosłup, mentalnie ranią muśniętą słońcem skórę.
Wszystko domaga się uwagi. Już, teraz. Teraz trzeba oddzwonić do rodziców, podlać podeschłe roślinki, zapełnić lodówkę czymś. Najlepiej zdrowym i przypominającym wakacje. Trzeba sprawdzić pocztą, odpowiedzieć na maile. Trzeba, trzeba, trzeba….
I dlatego tak bardzo kochamy wakacje, bo tam nie trzeba nic. Można wchodzić na góry, lub podziwiać je z dołu. Można czytać mądrą książkę, lub wertować brukowce. Można pić koktajle szpinakowe lub waniliowo orzechowe. Ech wakacje. Pełna wolność, lub jak kto woli samowola.
Kto pragnie takiego życia? Trwania non stop w permanentnych wakacjach. Bez obowiązków, wyzwań, sztywnych ubrań.
Tak sobie myślę, że na krótką metę każdy. Jedni wytrzymają dłużej inni krócej.
Bo urok wakacji tkwi w pożądaniu tych wartości, które ze sobą niesie wolny czas. Są jak deser po dobrym, zdrowym obiedzie. Deser jest super, ale jak długo pociągnie się na samym serniku i lodach.
Zapragniemy powrotu do normalności. Ciut sztywniejszych ubrań i zasad. Zatęsknimy do komfortu i rutyny. Zechcemy opowiedzieć kolegom z pracy zasłyszane w kurorcie nowe dowcipy. I kiedy minie pierwszy i drugi szok powakacyjnej dekompresji, poczujemy się jak w domu. Wyciągniemy się we własnym łóżku, w pachnącej znajomo pościeli, do snu ukołyszą znane dźwięki zza okna.
A kiedy pozamiatamy resztki wysypanego z plecaka piasku, dopierzemy skarpety, wysuszymy i schowamy buty trekingowe….
No cóż, to jest ten najlepszy moment by usiąść z lemoniadą, piwem, kawą ( lub wszystkim na raz) i zacząć planować kolejne, pełne przygód, niewygód i niespodziewanych zdarzeń….wakacje.
Komentarze