Kiedy w poniedziałkowy poranek wali się świat

Brak prądu w najbliższym środowisku naturalnym, zwiastuje z lekka dramat. Wszystko na prąd, żelazko, światło, radio, czajnik. No dobrze jest jeszcze gaz, więc poranną rytualna kawę da się zaparzyć.

Za oknem ziąb i deszcz, więc z biegania nici. Trzeba przeprosić się z siłownią i bieżnią mechaniczną. Wybaczyła długą wakacyjna przerwę i dało się poćwiczyć.

Reszta dnia przebiegła w miarę normalnie, zakłócana jedynie wichurą i epizodyczną ulewą.

Festiwal Miasto Gwiazd w Żyrardowie, to impreza która zazwyczaj toczy się na marginesie moich planów. Wczoraj jednak w poszukiwaniu doznań poniedziałkowo-naprawczych wybrałam się na koncert. W ciemno.
To była naprawdę dobra decyzja.

Nie wiedziałam, że Arek Jakubik, aktor darzony przeze mnie sympatią, para się muzyką. Taką, która jest bardzo bliska moim klimatom. Mocno, głośno i z tekstami naprawdę wysokich lotów. Zaangażowane, emocjonalne, intrygujące.

Publiczność nie dopisała, no cóż, poniedziałek.
Niech żałują ci co ich nie było.
Miarą artysty jest to jak podchodzi do publiczności. I czy idzie na maksa, niezależnie czy gra koncert w city, czy pcimiu Żyrardów.( Nie obrażam miasta, bardzo je kocham, ale nie oszukujmy się, to prowincja.)

Artyści dali piękne show, dla tej garstki obecnej na sali. Czułam się jak vip. Podniesiona na duchu i doenergetyzowana po porannym mentalnym dołku

A na koniec miałam możliwość przymiarki do pewnego instrumentu. Osobiste pałeczki już mam, a co będzie dalej?

Kolejne szaleństwo?

Komentarze