Jak oszukać oszusta

Byłam w kinie.

Tak, tak, byłam. Staram się to robić w miarę regularnie, ewentualnie z braku pożądanego, czy nawet porządnego repertuaru, okresy bezfilmowe wydłużać. Ale nie za bardzo.

I tak skoro wolny dzień na załatwianie spraw wzięłam, a spraw nie załatwiłam, to na pocieszenie, aby spędzić zdrowo czas w klimatyzowanym wnętrzu, zanabyłam kinowy bilet. I żeby tak do końca oddać się rozpuście, dopłaciłam 4,50 do miejsca vip. A co!

Temperatury za oknem nie sprzyjały błyskotliwości intelektualnej, poszłam więc na łatwiznę, czyli wybrałam komedię.

Niestety, moje doświadczenia z kinem, nauczyły mnie, że zdecydowanie łatwiej jest widza zasmucić, ( bo smutasy jesteśmy z natury i to jakby nasz stan naturalny).

Do odważnych zbytnio nie należymy, stąd straszą nas z wielkim sukcesem horrorami. Łatwiej też zdziwić, zniesmaczyć, czy skonsternować.

Licząc się z porażką rozrywkową, poszłam na „Oszustki”.

Bo skoro fabuła, być może nie zadowoli, to doświadczę wrażeń estetycznych, patrząc na dwie świetne „Babki”.

Anne Hathaway i doskonale skontrastowaną z nią, Rebel Wilson. Duet idealny.

I powiem wam, że się nie zawiodła.

Film ubawił mnie, wprowadzając na długo w świetny nastrój.

Intryga zabawna i wciągająca, z absolutnie zaskakującym finałem. A przecież o to chodzi.

W międzyczasie piękne krajobrazy, piękne wnętrza i piękne kobiety.

Doskonałe kino wakacyjne i takie na poprawę nastroju.

I pewnie z puentą i morałem, ale nie do końca takim jakiego by oczekiwać.

No cóż, nic w życiu nie jest czarno białe. Nawet charakter oszusta.

A więcej nie będę pisać, bo przecież o to chodzi, by dać się zaskoczyć.

A jak się nie spodoba, to zawsze możecie zwalić winę na mnie.

Komentarze