Muzyka łagodzi obyczaje. Tak się mawia. Uprzyjemnia czas, wyzwala emocje, rozwija. Ma też właściwości terapeutyczne i lecznicze.
Po koncercie Dopethrone czuję się uleczona.
– pozbyłam się kamieni nerkowych i tych w woreczku żółciowym, bo mocą gitarowych riffów rozbiły się w pył.
-opróżniłam żyły ze złogów cholesterolu. Same odklejały się od ścianek naczyń i uciekały w popłochu, ryzykując rozpad, byle dalej od napadu dźwięków.
-przewentylowałam płuca skutecznymi falami uderzeniowymi głośników, zwłaszcza perkusji.
– utwardziłam kościec. Wszystkie rezerwy wapnia pognały w te pędy uszczelniać kości czaszki, by maksymalnie chronić delikatny mózg.
-wytworzyłam dodatkową pulę receptorów odpowiedzialnych za pamięć. Już zawsze będę pamiętać o zabieraniu stoperów do uszu na koncerty metalowe.
-uregulowałam ciśnienie krwi. Po pierwszym skoku adrenaliny na początku koncertu, wszystko wróciło do normy, kiedy zaczęłam krwawić uszami. I nosem.
Dziś czuję się jak nowo narodzona. Słyszę prawie doskonale. Cieszę się jak nie wiem z przeżytych emocji. Ale to żadna nowość, bo z reguły typ radosny jestem.
Teraz o muzyce. Jeśli ktoś lubi mrok, klimaty z ciemnych wilgotnych lochów, ubarwione wrzaskami jeszcze żywych ale już potępionych dusz, to jest to dokładnie dla niego.
Obtłuczony decybelami umysł wpada w trans.
I nawet nie razi słownictwo zawarte w tekstach, bo nikt w sumie nie przyszedł tam słuchać poezji romantycznej.
Kanadyjskie Szaleństwo Poniedziałkowej Nocy było świetnym doświadczeniem. Kiedy poczuję się już klimat muzyki, łatwo się w niej zatracić.
Czasami potrzeba takich momentów, by zresetować codzienność. Coś tam zburzyć, zniszczyć by poukładać na nowo. Z kawałków potłuczonego szkła powstają piękne mozaiki i witraże. Nie ma się co bronić przez epizodami emocjonalnej czy mentalnej destrukcji. A do takich kategorii mogę spokojnie zaliczyć to muzyczne wydarzenie.
Muzyka naprawdę pomaga. Przy Mozarcie można się wyciszyć, przy disco polo pohasać, a przy Dopethrone schować na kilkadziesiąt minut w sobie, by odkryć uśpione bestie. I zaprząc na swoje usługi. Mają skubane potencjał.
Wrócę do tej kapeli jeszcze raz. Kanadyjski zespół rozbudził moja ciekawość.
Posłucham w domu w akustycznym komforcie.
Jak wygoją mi się uszy.
A na zdjęciu ja z doktorem Vincem i Martusią.
Komentarze