Ciemna strona marchewki… znaczy miłości…

Jesienią Stefan robi się bardziej nostalgiczny. Zapada w fotel i w zamyśleniu przygładza wąsa. Siadam w pobliżu z książką, po cichutku, by króliczym zamyśleniom nie przeszkadzać. Jednak ciekawość chorobliwa, nadmierna i niegrzeczna, podkusiła mnie, by mu ten puchaty spokój zakłócić.

– O czy tak dumasz Stefanku, zagadnęłam nieśmiało.

– O drugiej stronie- odpowiedział, a mnie zamurowało.

-Źle się czujesz mój malutki? Coś Ci dolega? Czemu zaraz o śmierci myślisz?

– O jakiej śmierci- od razu uspokoiłam się , słysząc znajomy poirytowany ton.
O tym, że wszystko ma dwie strony myślę. Dajmy na to monety, to oczywiste. I marchewka ma dwie strony. Zieloną i pomarańczową. Tą pomarańczową, można zaliczyć do ciemnych stron, bo pod ziemią rośnie, w ciemnościach. A zielona strona, to ta jaśniejsza, bo na słoneczku się kołysze. A ja, widzisz, wolę tę ciemną stronę marchewki. Czy to źle? Czy to co lubię definiuje mnie i czyni króliczym renegatem?

Królicza filozofia…. No tak, na Stefana zawsze można liczyć.

Nie jesteś żadnym renegatem. Masz prawo wybierać dowolną końcówkę marchewki. To twój wybór i nikt nie będzie Cię osądzał.

No dobrze- Stefan w zamyśleniu drapał się w ucho- a jak to jest z miłością?

W tym momencie ciarki przebiegły mi po plecach. Mało, że przebiegły, a przegalopowały w podkutych wojskowych butach. A trzeba było buzię na kłódkę zamkniętą trzymać.

-A o co Stefanku pytasz dokładnie?- zapytałam, choć nieco obawiałam się odpowiedzi.

-Bo widzisz, czy w miłości można też wybierać, odparł powoli, szukając słów. Chodzi o mężczyznę i kobietę.

-Odetchnęłam. No Stefan, tobie, królikowi takie sprawy mam tłumaczyć? Ty w genach, pod tym puchatym ogonkiem masz całą, potrzebną wiedzę.

-Ale Ewka, mnie chodzi o to, dajmy na to, jak przyjaźnią się ze sobą dwie dziewczyny. No lubią się tak bardzo, że hej. Warkoczyki sobie plotą, paznokcie malują, głaszczą i przytulają. W kinie na strasznym filmie trzymają się za ręce, a kiedy zimno okrywają jednym płaszczem i dzielą na pół jedną parę rękawiczek. I kiedy wyznają sobie miłość, tak pięknie jak w romantycznym filmie?

Albo dwóch gości, znaczy facetów. Na siłkę razem chodzą, na koncerty. W górach przypinają się do skały jedną liną. Lubią ze sobą być. Tak zwyczajnie i tak bardzo blisko?

Czy z taką miłością jest jak z jasną i ciemną stroną marchewki. Takie kochanie jest złe? Różni ludzie mówią różne rzeczy. Nie zawsze dobre i ubrane w eleganckie słowa. Powiedz mi Ewa, jak to jest.

-Czy ta druga strona miłości, może innej, nie zwyczajnej, jest zła? I kto decyduje, kogo wolno kochać, a kogo nie?
– Nie wiem Stefanku, czy to takie proste. Trochę próbowałam grać na zwłokę. Jednak czarne królicze ślepki wpatrywały się we mnie, jak w wyrocznie.

-Powiem Ci co ja myślę.
Ja myślę, że miłość to kwintesencja dobra. Matka kocha dziecko, brat siostrę, chłopak dziewczynę, czy dziewczyna dziewczynę.

Każdy pragnie miłości. Chce jej doświadczyć, dostawać i obdarzać uczuciem.
I wszyscy na tą miłość zasługują. Czasem zdarzy się jednak ktoś, kto tego kochania nie rozumie. Nie pojmuje jak języka mandaryńskiego i nijak nie da mu się wytłumaczyć. Zagniewany, próbuje przykładać matematyczne i socjologiczne miarki, do substancji wiotkiej i ulotnej. Z tego biorą się tylko kłopoty.

Nie da się wody pokroić w kostkę, a powietrza poszatkować i poukładać w pudełeczko. Miłość to najdelikatniejsza substancja na ziemi. Niezbadana, a poszukiwana niczym garniec złota na końcu tęczy.

Nigdy nie wiadomo, kto kogo pokocha i kiedy.

Życie bez miłości szare jest i smutne. Trzeba kochać. Bo inaczej po co żyć.

Wzięłam na kolana mojego mądrego przyjaciela. Dumna, że tyle w nim empatii i zrozumienia dla trudnego świata ludzkich uczuć.

Więcej niż w niejednym strasznie ludzkim człowieku.

Komentarze